Interia.pl, Dlaczego piłka jest ważna

Chciał tylko pomóc synowi doskonalić piłkarską technikę. Dziś ma 1500 dzieci, których szkolenie stało się dla niego pasją przekształconą w biznes rodzinny. Oparty o wzorce holenderskie i hiszpańskie Polish Soccer Skills jest jego własnym pomysłem na wydobywanie z zapaści naszej piłki.

42-letni Krzysztof Kunik ma średnie pojęcie o kopaniu piłki. Nie był nawet piłkarzem, karierę skończył na podwórku, a gdy przyszło do wybrania zawodu, został prawnikiem. Po studiach rozpoczął pracę w korporacji i tak miało wyglądać całe jego zawodowe życie. Kiedy syn Mateusz skończył 8 lat poszukiwali dla niego dyscypliny. Ponieważ z mapy Polski zniknęły już wtedy podwórka, a z nimi zapełnione dziećmi boiska, wybrali klub Pogoń Grodzisk będący w okolicy. Po kilku miesiącach ćwiczeń, Mateusz pokochał piłkę nożną wyróżniając się umiejętnościami wśród rówieśników.

Gdy miał 9 lat, do akcji wkroczyli szefowie korporacji ojca, wysyłając ich na trzy lata do Czech. W Pradze Kunik zadzwonił do miejscowej Sparty. Mateusz zaczął treningi właśnie tam. Został przyjęty bez egzaminu i jakiegokolwiek kłopotu. Kunika zszokowała czeska uprzejmość, ponieważ wiedział, że w Polsce, gdy rodzic chce posłać dziecko do klubu, robi się wszystko, by go do tego zniechęcić.

Od początku Krzysztof widział, że Mateusz odstaje od czeskich rówieśników. Gorzej panował na piłką, miał słabszą koordynację ruchową i zdecydowanie gorzej kopał lewą nogą. Był najsłabszy w żonglerce, w której w Grodzisku się wyróżniał. Po trzech miesiącach próby, trenerzy Sparty wezwali Kunika mówiąc, że nie ma co dłużej frustrować syna. Wskazali mniejszy klub FC Haye, w którym Mateusz mógł się doskonalić z dziećmi grającymi na jego poziomie.

Wtedy po raz pierwszy Kunik pomyślał o korepetycjach dla syna. Jeśli można je dostać z polskiego, albo z matematyki, dlaczego nie z piłki nożnej? Znalazł trenera, z którym po indywidualnych zajęciach przez kilka miesięcy Mateusz nadrobił zaległości. Czech opowiadał Kunikowi o tamtejszych metodach treningu skupionych przede wszystkim nad doskonaleniu techniki.

Do Polski wrócili razem w 2007 roku z przekonaniem, że trzeba działać. Kunik czuł, że podobne doświadczenia mają inni polscy rodzice. Czeski trener opracował program szkolenia, Kunik zajął się organizacją letnich obozów. Tak powstał pomysł polish soccer skills dla dzieci od 8. do 16. roku życia mający pomóc im doskonalić panowanie nad piłką. Na pierwszy obóz pojechało 15 dzieci, 15 innych zabrali za darmo z domów dziecka.

W 2009 roku projekt wystartował na serio. Dziś na obozy polish soccer skills do Wałcza jeździ rocznie 1500 dzieci. Trenują w Centralnym Ośrodku Sportu, pod patronatem PKOl będąc największym komercyjnym projektem w COS. Do Kunika dołączyła Hanna Cygan, psycholog sportowy, fizjolog Piotr Wiśnik, trener młodzieży w Widzewie Maciej Szymański, a także trzej trenerzy Michał Wysłouch, Janusz Dajwłowski i Szymon Rudnik, po stażach w Holandii, Hiszpanii i we Włoszech. Harry Jansen i Theo Derks, szkoleniowcy Holenderskiego Związku Piłki Nożnej zostali zaproszeni do rady programowej polish soccer skills. Kunik porzucił posadę prawnika w korporacji i zaczął żyć ze swojej pasji. Organizuje obozy, szuka sponsorów, wyjeżdża do Hiszpanii i Holandii poszukując trenerów mogących mu pomóc. Kilku z nich przyjeżdżało już do Wałcza pracować z polskimi dziećmi.

W 2011 roku na obozach były dzieci z 12 krajów. Kunik opowiada o fantastycznie uzdolnionym 10-latku z New Jersey, polonusie, który trenuje w Nowym Jorku, ale w czasie wakacji przyjeżdża na obóz PSS do Polski. Na obozy jeżdżą także chłopcy trenujący w Lechu, Legii i Wiśle. Kunik zauważył, że początkową wrogość polskich klubów do jego projektu, zastąpiła ciekawość, a czasem nawet sympatia. „Nie jesteśmy dla klubów żadną konkurencją, a tylko uzupełnieniem i wsparciem” – mówi.

Nawiązał kontakty z Chelsea, Milanem, Ajaksem Amsterdam, gdzie poznał trenera Wesleya Sneijdera, był w Espanyolu i Barcelonie. Chce, by jego trenerzy zgłębiali i zaadaptowali do polskich warunków to, co najlepsze w światowym szkoleniu. Najzdolniejsze dzieci trenujące w PSS wyjeżdżają niedługo w nagrodę na obóz do stolicy Katalonii.

Tygodniowy obóz w Wałczu kosztuje 1390 zł. Podstawową zasadą PSS jest indywidualizacja szkolenia. Na czterech uczestników przypada jeden trener, żeby był w stanie skontrolować każde ćwiczenie. W ogóle nie ma zajęć bez piłki. Nawet podczas treningów wydolnościowych nastolatki biegają z futbolówką. Poza tym mają wsparcie psychologa sportowego, oraz fizjologów tłumaczących im podstawowe zasady zdrowego żywienia.

Kunik realizuje swoją idee fixe. Może mądrze, może głupio? Podobne marzenie miało zapewne wielu innych polskich ojców, ale pokonała ich beznadzieja i bezsilność. Wobec zaniedbanych lekcji wf w szkołach, skostniałego PZPN i złej pracy z młodzieżą polskich klubów. Wobec ogólnej degrengolady naszego futbolu, której nie poradzi przecież jeden człowiek.

Czas na pointę? Nie wiem, czy pomysł Kunika jest właściwy? Wiem, że frustracja wobec stanu polskiej piłki powszechna i głęboka. Już 12 lat temu, z okazji 10-lecia wolnej Polski „Gazeta Wyborcza” zleciła badanie pytając swoich czytelników: „co w nowym kraju najbardziej im doskwiera?” Odpowiedź była dla szefów „GW” wręcz szokująca. Najbardziej bolał Polaków upadek naszej piłki. Zastępowałem w tym czasie szefa działu sportowego, więc wylądowałem na dywaniku u Heleny Łuczywo. Tonem nieznoszącym sprzeciwu zażądała, żebym wytłumaczył jej: dlaczego Polak nadaje taką wagę kopaniu skórzanej kuli zamiast martwić się wzrostem przestępczości, kłopotami z PKB, albo rosnącym bezrobociem? Dziś Wy powiedzcie mi: „dlaczego?”.

Dariusz Wołowski

dariuszwolowski.blog.interia.pl