Weszlo.com: Powód do optymizmu w szkoleniu – odwiedzamy Polish Soccer Skills

„W Polsce nie ma szkolenia”, „jest masa problemów z wychowywaniem dzieciaków” – słyszymy zewsząd jak ze starego, zepsutego radia, które zacięło się i odtwarza nam tę samą, znudzoną taśmę. Oczywiście, że w tym temacie polski futbol ma jeszcze wiele do zrobienia, ale czasem warto wyłączyć jeden pesymistyczny przekaz i wspomnieć o pozytywach, bo tych przecież nie brakuje. I czymś optymistycznym jest na pewno projekt Polish Soccer Skills, którego kadra spotkała się w miniony weekend we Władysławowie. Po raz pierwszy przyjechali też przedstawiciele klubów działających w ramach systemu SoccerSkillsProTeam – dość nowego i bardzo interesującego narzędzia do efektywnej pracy z młodzieżą.

Wzmożony ruch w kierunku Władysławowa odbywa się przede wszystkim latem, kiedy turyści masowo odwiedzają ten kurort, ale to nie znaczy, że i zimą nie można pożytecznie spędzić tam czasu. W Cetniewie, dzielnicy miasta, znajduje się bowiem Centralny Ośrodek Sportu i co chodzi o warunki, to mają je tam naprawdę rewelacyjne. Do dyspozycji gości oddano choćby boiska piłkarskie, stadion lekkoatletyczny, dwie hale sportowe, hale ciężarów i halę do szermierki, korty tenisowe, basen czy siłownię. Wszystko utrzymane w wysokim standardzie, więc ćwiczyć naprawdę jest gdzie. Choć, jak można domyślić się po nazwie, Polish Soccer Skills najbardziej interesują te miejsca, gdzie dzieci będą mogły podnosić swoje umiejętności w futbolu. Ha, więc właściwie dlaczego „soccer”, a nie „football”?

– Szukaliśmy czegoś z futbolem, ale nie chcieliśmy się zamykać na polski rynek, od razu mieliśmy cudzoziemców, dzieci Polonii, przyjeżdżające ze Stanów i Australii. Nie mogliśmy więc sobie pozwolić, żeby w nazwie znalazła się piłka nożna, bo to byłaby masakra z punktu widzenia osób zza granicy, a mamy międzynarodowe i globalne pomysły. Nazwa okazała się dobra, było zainteresowanie, poza tym to się przyjęło, istnieje na przykład Legia Soccer Schools, czyli jest potwierdzenie, że nawet top profesjonalnej piłki poszedł tym śladem – mówi Krzysztof Kunik, dyrektor zarządzający projektu.

Do Władysławowa zjechali się juniorzy, by trenować pod okiem trenerów PSS, 250 młodych adeptów futbolu, w różnych kategoriach wiekowych, od dziewięciu do 19 lat. Terminy są tak wybierane, by nie dezorganizować życia tym młodym ludziom – trzeba przecież pamiętać, że nie dość że się uczą, to zwykle trenują w polskich i zagranicznych klubach. A to też z kolei jest ciekawe, że kluby na jakiś czas oddają swoich zawodników pod opiekę innych trenerów. – Nie zależy nam, żeby robić z tego wielkie halo. Nie wszyscy tę ideę rozumieją, nie wszyscy do niej dojrzeli, a my chcemy po prostu pomagać. To nie są nasi zawodnicy, to że przyjeżdża do nas chłopiec Lecha, Wisły, czy Huraganu Wołomin, nie oznacza, że mamy do nich prawa – tłumaczy Sebastian Pietrzak, project manager. – Na początku największe kluby w Polsce zabroniły przyjeżdżać dzieciom na nasze obozy, rodzice sami je przywozili i po wakacjach te dzieci wskakiwały do pierwszych zespołów w swoich rocznikach. Klubowy trener mówił: wykonałeś bardzo dobrą pracę i dopiero rodzic tłumaczył, że chłopak trenował cztery tygodnie pod naszym okiem. Więc dzisiaj wiele klubów widzi, że my nie gramy przeciwko nim. Wręcz przeciwnie, jesteśmy największym sprzymierzeńcem, prawa do zawodników nigdy nie będą nas interesować. Widzimy konflikt interesów, jeżeli będziemy patrzeć na tych chłopców jak na produkt, to nie porozumiemy się z klubami. Jesteśmy od tego, żeby indywidualnie poprawiać indywidualne umiejętności zawodników – dodaje Kunik.

Każdym rocznikiem opiekuje się odpowiednio wykwalifikowany sztab, natomiast na tej umownej drabinie, znajduje się jeszcze szczebel z koordynatorami poszczególnych – nazwijmy to – sfer treningu. Jest ich pięciu – koordynator treningu piłkarskiego, mentalnego, motorycznego, bramkarskiego i taktycznego. Pamiętajmy, że mamy do czynienia z dziećmi, które pewnie mają jeszcze czasem problemy z podstawową wiedzą w szkole, a mają się uczyć na przykład taktyki przerastającej przecież nierzadko dorosłych futbolistów. Jak do nich więc trafić, by zwyczajnie nie przestraszyć? – Pomogli nam trenerzy z Hiszpanii, przyjeżdżają na nasze obozy bezpośrednio z drużyn Primera Division i pokazali nam, jak ćwiczyć za pomocą gier zadaniowych. Kilka lat temu w Polsce tego nie było, teraz się o tym bardzo dużo mówi i kładzie na to nacisk. Dzieci grają w normalną grę, dodatkowo mają jeden-dwa cele, bo nie ma szans, żeby wykonały coś, gdy im powiemy zwyczajnie: przesuń tutaj i tym podobne. A tak się bawią, grają i mają założenia, które muszą zrealizować, żeby móc zdobyć bramkę. Na przykład gierka na cztery bramki ze zmianą ciężaru gry, piłka musi przejść przez środkowy sektor, by potem móc ją podać do narożników. Mega fajna sprawa, a zawodnicy często nieświadomie trenują elementy taktyczne i efekt stylu gry – jeśli zrobi się to mądrze – jest widoczny na drużynie – tłumaczy Tomasz Klimas, koordynator treningu taktycznego. – Oczywiście to nie jest tak, że uczymy tylko podań, bo hiszpańska gra i tak dalej. Zawodnicy muszą grać 1 na 1, robić przewagę, ale też wiedzieć, kiedy to zrobić. Kluczowe w taktyce – patrząc na dzisiejszą piłkę dorosłą – jest kształtowanie decyzyjności. Dobry piłkarz podejmuje 95% odpowiednich decyzji – dodaje Klimas.

Ciekawy jest też trening mentalny, bo tak jak przy taktyce – to dzieci, a trzeba ja skierować na właściwe tory, wiedząc, jak psychika ważna jest w sporcie. – Problemem u takich dzieciaków jest brak pewności siebie. Nam się czasem wydaję dość oczywiste, że dzieci wiedzą, jeśli coś im wychodzi i nie musimy ich chwalić na każdym kroku, czasem rodzice nawet pytają, czy można chwalić, by nie „przechwalić” dziecka. Przeciwnie – trzeba chwalić jak najczęściej i na przykład zachęcać, aby po każdym treningu zapisały sobie, co zrobiły dobrze. Moi zawodnicy prowadzą takie dzienniczki treningowe i po skończonych zajęciach notują trzy – pięć rzeczy, które udało im się zrobić okej. To buduje ich pewność siebie i też kieruje uwagę na to, co im wychodzi, a nie tylko na błędy. Dzieci często myślą schodząc z boiska, że coś wyszło nie tak, kiedy popełniły jeden mały błąd, poza tym grając dobrze – mówi Iga Walczak, koordynator treningu mentalnego – Nie przekładałabym na procenty, ile mentalność stanowi procentu dobrego piłkarza. Myślę, że mentalność, technika, motoryka i technika muszą być na sto procent. Jak nie ma tych czterech elementów w pełni wykształconych i wypracowanych, to nie mamy kompletnego zawodnika – dodaje.

Wcześniej, trener Klimas wspominał o przyjeżdżających trenerach z Hiszpanii, bo to właśnie na tym stylu oparta jest praca w Polish Soccer Skills. – Nie ograniczamy się, mamy w radzie programowej Niemców i Holendrów, ale rzeczywiście nastawiliśmy się na Hiszpanów, bo to co oni nam proponują, najbardziej do nas przemawia. To są ludzie, którzy chętnie dzielą się wiedzą i – może to dziwnie zabrzmi – ale mają podobną mentalność co Polacy. Łatwiej nam dogadać się z Hiszpanami niż z innymi nacjami, na przykład Niemcy i Holendrzy są bardziej wyciszeni. Nie chcę generalizować, ale kontakt łatwiejszy jest z Hiszpanami. Przy czym to nie jest tak, że my tylko potrzebujemy ich, by coś nam wymyślali albo byśmy my mieli co kopiować. Wręcz przeciwnie, oni są od autoryzowania i porządkowania rzeczy, myśli wychodzących stąd. Poza tym chcemy, by nasza młodzież miała możliwość rywalizowania z tamtymi zawodnikami – młodzi Hiszpanie są bajeczni technicznie, nauczeni taktyki i przy zderzeniu z tą piłką, nawet jeśli wygramy jakiś mecz, to nasi zawodnicy uczą się dużo pokory – tłumaczy Kunik. Stąd Antonio Barea, który w Polish Soccer Skills jest dyrektorem sportowym, wcześniej pracował w Granadzie, a obecnie również współpracuje z pierwszą reprezentacją Hiszpanii.

Przykładem rozpoznawalnego piłkarza, któremu Polish Soccer Skills wyraźnie pomogło, jest Karol Linetty. – Karol był zwycięzcą naszych testów i w nagrodę pojechał z nami na obóz do Wałczu, a potem do Włoch. On dostrzega to, że wtedy skorzystał, bo był wtedy w dość newralgicznym momencie. Nie wiedział, co z nim dalej będzie, w Lechu się do końca nie przebił, miał różne pomysły, ale nasz obóz i oba wyjazdy pozwoliły mu się ukierunkować – tłumaczy Pietrzak. – Działałem w futsalu i Karol zapytał mnie, czy mógłbym mu załatwić testy, odpowiedziałem: nie ma takiej opcji, ty za dwa-trzy lata będziesz grać w pierwszej drużynie Lecha Poznań. Widziałem na obozie, że miał prawą, lewą nogę, przegląd pola, siłę, odbiór, po prostu się wyróżniał – dodaje Klimas.

Rodzice Karola Linettego byli gośćmi projektu i w sobotę – kiedy zaczynały się wykłady dla kadry PSS – mieli zabrać głos. Ich wspomnienia to prawdziwa skarbnica wiedzy, w końcu wychowali w domu reprezentanta Polski i na pewno problemy, z którymi spotykali się oni i Karol, są drogowskazem, jak postępować z kolejnymi takimi perełkami. – Dzieci czasem potrafią być bardziej okrutne niż dorośli. Internat to szkoła życia i bez trenerów on by tam nie został. Kiedy Karol dzwonił do mnie i mówił „mamo ja nie daję rady, przyjedźcie po mnie”, trener Patryk Kniat z Lecha Poznań, który wypatrzył Karola na turnieju w Wągrowcu, po pół godzinie był na miejscu. Rozmawiał z nim, tłumaczył mu jego potencjał, jak wiele może osiągnąć i kiedy my dojeżdżaliśmy już do tego internatu, to Karol wychodził i mówił, że jednak zostaje – opowiada mama Elżbieta. – Pierwszy trener Karola był bardzo impulsywny, wrzeszczał, jak coś nie szło, to nawet rzucał krzesłami. Karol wtedy trenował ze starszymi i jako mały chłopiec wśród nich po takim treningu wrócił do domu i mówi: „Jezus, ja nigdy nie będę grał w piłkę. Mamo, ty wiesz co tam się dzieje?”. Pojechaliśmy do trenera i pytamy się, co on wyprawia, bo my na Karola nie krzyczymy nawet w domu. On się wytłumaczył i obiecał, że zmotywuje Karola do dalszych treningów, przyjeżdżał do nas, ale Karol długo nie dawał się namówić, by nawet z trenerem porozmawiać. Jednak ciągnęło go do piłki i oglądał treningi z boku, schowany na skraju lasu. Trener się o tym dowiedział, znalazł go, wytłumaczyli sobie wszystko i Karol wrócił na zajęcia – dodaje mama Linettego.

Trenerzy to naturalnie jedna z kluczowych części tej układanki – aż strach pomyśleć, ile talentów straciliśmy, bo niegdyś ktoś lekceważąco podszedł do swoich obowiązków. Jednak ważni są też rodzice, a i z nimi bywa różnie. Wiemy jak jest, wielu z nich już w dziewięcioletnim synu widzi Ronaldo i Messiego w jednym, uważa, że to ich chłopak jest najlepszy, a trener się w ogóle nie zna. Tak, rodzice – nieświadomie – też potrafią zniszczyć talent. – Staram się mieć rodziców po mojej stronie, bo wiem, że chcą wszystkiego najlepszego dla swoich dzieci. Kiedy byłem koordynatorem w Granadzie, pierwsze spotkanie w sezonie nie było z trenerami i zawodnikami, tylko z rodzicami. Mówiłem, że jesteśmy w jednej drużynie, ale niech trenerzy będą trenerami, bo czasem rodzice też bardzo nimi chcą zostać. A jeśli tak, nie ma problemu, niech zdobędą licencję. Przecież gdy dziecko ma poważniejszą kontuzję, nigdy nie mówią – jestem lekarzem, poradzę sobie. Tylko idą do lekarza z licencją – tłumaczy Barea.

Rodzice, trener, piłkarz – każdy musi dać coś z siebie. Jeśli któraś ze stron odpuści, nawet największy talent może zostać zmarnowany.

*

Rodzice Karola Linettego – no, choć właściwie to mama – zaczęła swoimi wspomnieniami serię szkoleń odbywających się w sobotę, ale równie ważne były te wystąpienia dotyczące narzędzia SoccerSkillsProTeam. Czym ono właściwie jest? To platforma wyposażona w kompletną metodologię treningu drużynowego, od pięcioletnich dzieciaków, po 19-letnich młodzieżowców. Korzystać mogą z niej kluby, akademie i federacje. System wyznacza cele – tygodniowe, miesięczne i roczne – podając gotowe konspekty treningowe, za pomocą których trenerzy wraz ze swoim rocznikiem mogą je osiągnąć. Przy czym szkoleniowiec nie musi iść według tego od A do Z, jak po sznurku, może treningi modyfikować, ale ważne, by na końcu osiągnął ten wyznaczony cel.

Co jest siłą tego systemu, to uporządkowanie metodologii treningowej na platformie internetowej tak, że podążając za celem, trenerzy nie mają wręcz możliwości w którymś momencie się zgubić i wywrócić tego, co zrobili do góry nogami. – Kluby mówią, co jest prawdą, że mają własny system szkolenia, ale jeśli nie jest to objęte nowoczesnym narzędziem informatycznym, to gdy przychodzi nowy trener, pojawia się inna filozofia. Takie spostrzeżenia mieliśmy nie tylko w Polsce, bo choćby także w Hiszpanii i Holandii. Zawodnik miał takie wrażenie, jakby po trzech-czterech latach, gdy zmieniany jest szkoleniowiec, znajdował się w nowym klubie. Nie było ciągłości szkolenia, obserwacji tego chłopaka między piątym a 19. rokiem życia, jakie miał cechy gdy był ośmiolatkiem, a jakie ma wieku 12-lat, jakich mu brakuje. Te kwestie porządkuje nasz system – tłumaczy Kunik. – Bywa tak, że w klubach jest masa folderów z tysiącem ćwiczeń. A nie o to chodzi – tłumaczy Andrzej Wyroba, koordynator akademii w Podbeskidziu, klubu korzystającego z systemu.

Pojawia się natomiast pytanie, czy ten system nie napotka naturalnej ściany? Czy większe kluby nie będą chciały po niego sięgnąć, bo mogłoby to być jak przyznanie się do winy – „tak, nie umiemy, pomóżcie nam”. – Na początku mieliśmy taki feedback od klubów, że nie ma możliwości, by ktoś się na to zgodził, bo duma i tak dalej. Jednak dzisiaj się to zmienia i jestem przekonany, że będzie tak jak z obozami, strach klubów wynikał z niewiedzy. Takie rozwiązanie funkcjonuje w wielu klubach europejskich, coś podobnego stworzył Rafa Benitez – wielki trener – i za pomocą tego systemu działa na przykład Osasuna – mówi Kunik.

Nie ma natomiast obawy, że ktokolwiek zgłosi chęci korzystania z tego narzędzia, otrzyma te same wytyczne. Nie, system jest dostosowywany do potrzeb danego klubu i rozumie, że inne ma mały klub X, a inne Podbeskidzie, jeszcze niedawno grające w Ekstraklasie, a teraz tam aspirujące. – To narzędzie nam pomaga i jest dostosowane do naszych potrzeb, z wersją dedykowaną. Dzięki temu już teraz zrobiliśmy 3-4 lata do przodu i teraz małymi kroczkami będziemy się starali to udoskonalić – twierdzi Wyroba. –To, że wspomniana Osasuna i inne kluby z Hiszpanii korzystają z tego systemu nie oznacza, że działają tak samo. Ponieważ nawet jeśli dasz ten sam konspekt treningowy pięciu trenerom jest spora szansa, że będziesz miał pięć wersji tego ćwiczenia. Gdyby kluby zrozumiały, że jesteśmy w stanie pomóc im poukładać to, co już o nich funkcjonuje i postawić taką kropkę nad „i”, to byłoby łatwiej. Ten system jest zbudowanych z klocków. Zakres, z którego chcą kluby korzystać, jest dostosowany do nich. „Kłopot” jest taki, że tutaj nic szybko nie będzie – tłumaczy Kunik.

Jak to działa w praktyce, na przykładzie Podbeskidzia? Wszystko zaczyna się od rozmowy – trzeba było ustalić, jaki jest model gry Górali, jaką mają filozofię w szkoleniu młodzieży i jakie cele sobie stawiają, a do tych celów w ramach systemu SoccerSkillsProTeam przygotowano konspekty treningowe. Lecz współpraca nie kończy się tylko na tym poziomie. – Konspekty to jedna rzecz. Koordynator widzi też, ile na przykład było dzieci na treningu, co i jak trener zrealizował, to powoduje przejrzystość i kontrolę. Może na początku trenerzy mają obawę i podchodzą sceptycznie, że to jest jakiś bat, ale szkoleniowcy, którzy chcą rzetelnie pracować – a wierzę, że takich jest 90% – to do nich zaraz przychodzi refleksja, że to tak naprawdę pomaga. Oczywiście, są trenerzy, którzy jadąc samochodem, myślą, co będzie na treningu i dla mnie to jest skandal, ale tak bywa w każdym biznesie, że ludzie udają pracę. Ci, którzy poświęcają się trenerce, widzą jak ułatwia im pracę ten system – tłumaczy Kunik.

Takim narzędziem może być choćby potencjometr, który zawiera testy dotyczące na przykład zdolności ogólnorozwojowej zawodnika. Później można sprawdzić jak dany gracz wypada na tle innych i wyłapać ewentualne braki albo wykryć w czym specjalnie się wyróżnia.

Nie ma też co ukrywać, bo tak skonstruowany jest świat, to wszystko kosztuje. – By zbudować takie zaplecze, trzeba wydać kwotę rzędu kilku milionów – od merytorycznego uporządkowania spraw, po narzędzie informatyczne. Długotrwały i drogi proces, my jesteśmy w stanie zaproponować to za o wiele mniejsze pieniądze w porównaniu do wielokrotnie mniejszego czasu. W średnich i wielkich klubach jest jednorazowe wdrożenie i później tylko pomoc w zakresie, jaki klub potrzebuje, przy małych klubach jest to comiesięczne korzystanie z systemu. To normalny produkt, którego wycena dostosowana jest do warunków – mówi Kunik.

– Mówimy trochę o abstrakcyjnych pieniądzach. Zgłasza się Legia, ile musi zapłacić?

– Przygotowanie i wdrożenie takiego systemu kosztuje dwa-trzy miliony złotych, tymczasem wdrożenie naszego rozwiązania, dedykowanego pod konkretne wymagania klubu, to rząd wielkości 10-20% tej kwoty.”

Na razie w tym systemie z większych klubów działa Podbeskidzie, ale są też kluby z Kanady i Anglii oraz mniejsze zespoły z Polski. Kunik wygląda jednak na przekonanego, że to kwestia czasu i partnerstwa podejmą się inne ekipy, bo zapytania – również zza granicy – składane są regularnie. – Dobre byłoby też wsparcie PZPN albo chociaż okręgowych związków, byśmy mogli pokazać to narzędzie namacalnie, by trenerzy w klubach mogli zobaczyć, jakim łatwym sposobem mogą przeskoczyć do jeszcze większego zoptymalizowania procesów obecnych w szkoleniu dzieci i młodzieży – tłumaczy Kunik

*

By to wszystko się udawało, by dzieci przyjeżdżające na szkolenia podnosiły swoje umiejętności, a kluby korzystające z SoccerSkillsProTeam wynosiły z tego systemu jak najwięcej, kadra PSS musi stać na wysokim poziomie. – Jeśli chcesz dobrze wyszkolić piłkarzy, musisz dostarczyć dobrych trenerów – mówi Barea. Stąd te warsztaty i przyjazd na przykład rodziców Karola Linettego. Dwa wykłady przeprowadził też jeszcze jeden gość i to taki ze światowego topu, bo z reprezentacji Hiszpanii, Antolin Gonzalo Martin. Jest to szef analizy zespołu La Roja, współpracował wcześniej z Del Bosque, ale również Lopetegui zostawił go w swoim sztabie.

Co tu dużo mówić, dla trenerów gratka. Przez pierwszą cześć wykładu mogli zapoznać się z tym, jak według Hiszpana powinien wyglądać mikrocykl przeprowadzany w ciągu tygodnia, od niedzieli do niedzieli, kiedy zakładamy, że rozgrywane są mecze. Drugim tematem była już praca w reprezentacji i uświadomienie trenerom, jak kluczowe jest choćby trenowanie schematów. – Iniesta i Silva zawsze będą dobrze podawać, bo to dobrzy piłkarze. Jednak nic po tym, jeśli nie będziemy od nich wymagać na przykład dobrego ustawienia i odbudowania formacji po stracie – tłumaczył Martin. Na filmikach pokazywał przykładowe fragmenty treningu reprezentacji, kiedy ćwiczono jakiś wariant, który potem udawało się zrealizować w spotkaniu, gdy choćby drużyna sprawnie założyła pressing, odebrała piłkę i strzeliła bramkę.

Postać Martina uświadamia też, jak ważna w tym fachu – i w ogóle w życiu – jest ciężka praca. Hiszpan pracował na trzecim poziomie rozgrywek w swoim kraju, został wypatrzony i teraz jest praktycznie na szczycie. Działa na wyobraźnię.

Po ledwie dwóch dniach spędzonych z Polish Soccer Skills można się przekonać, że ten projekt jest ciekawy dla prawie wszystkich związanych z futbolem. Przy nim mogą rozwijać się zawodnicy, trenerzy, ale też i całe kluby. Nawiązując do początku, jeśli mamy w Polsce futbolowe radio, które nadaje głównie pesymistyczne komunikaty, to już wiadomo, że akurat ta stacja gwarantuje zupełnie inny przekaz.

Autor: Paweł Paczul

Źródło: http://weszlo.com/2016/12/24/powod-do-optymizmu-w-szkoleniu-odwiedzamy-polish-soccer-skills/